Związki I.J. Paderewskiego z Krakowem

Paderewski już od najwcześniejszych lat miał wielki sentyment dla Krakowa i z miastem tym łączyły go szczególne więzy. Jako młody kompozytor i początkujący pianista bywał i koncertował w Krakowie, tu miał przyjaciół muzyków (z Władysławem Żeleńskim, Zygmuntem Stojowskim, Wincentym Singerem na czele), zaznajomił się z gronem profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego (bywał m.in. w domu rodziny Estreicherów), poznał także Marcelego Czartoryskiego, od którego otrzymał cenny autograf muzyczny Fryderyka Chopina.

Pierwszy pobyt w Krakowie – pierwsze koncerty

Pierwszy pobyt Paderewskiego w Krakowie datuje się na lato 1881 roku. Artysta przyjechał tu w drodze powrotnej z Zakopanego, gdzie spędzał wakacje. Ten najwcześniejszy, krótki pobyt w Krakowie opisał Paderewski w pełnym humoru liście do Heleny Górskiej:

Kraków, 18 Sierpnia 1881 roku

Droga Pani!

W dniu dzisiejszym, o godzinie 2.30 rogatki krakusowego grodu rozwarły się – dla wpuszczenia do wnętrza miasta pary koni i uniżonego Pani sługi. Tak koniom, jak i ich poganiaczowi żadnych przy wjeździe przeszkód nie stawiano – tylko słudze Twemu, Pani, groźne zadano pytanie, czy bryndzy i wina do miasta nie wiezie. Z iście służebną pokorą odrzekł on: wiozę jedno i drugie, ale już spożyte.

W pół godziny po tej przygodzie składałem sobie szczere życzenia dobrego apetytu w słynącym ze staropolskiej gościnności zakładzie p. Hawełki. Jednakże, pomimo szczerości tych życzeń apetytu nie nabrałem; było mi jakoś markotno – tęskno po dobrych przyjaciołach. Wyszedłem więc od Hawełki i z rozpaczy... nakupiłem owoców, chcąc chociaż nimi smutek ukoić. Po drodze spotkałem poganiacza moich towarzyszów podróży, którego widok następującą natchnął mię myślą. Jeżeli ja, w smutku po moich przyjaciołach, uznałem owoce za środek łagodzący, to dlaczegoż przyjaciele moi, z którymi w upodobaniach rzadko się różnię, a którzy – pochlebiam sobie – nie bardzo są weseli, dlaczego oni owocami smutku nie mieliby ukoić? Rozważywszy to, zatrzymałem czcigodnego Pana Ba[c]hledę i gorąco prosiłem go o wręczenie Pani koszyka z owocami, butelki z koniakiem i listu z tymi kilku słowy, a burmistrzowi, który owoców nie jada, paczki z 15 cygarami.

Chcąc się zabezpieczyć od możliwej nieuczciwości człowieka, którego pierwszy raz widzę, powiedziałem mu, że za dni dziesięć będę w Zakopanem. Jeżeli więc on Pani zakommunikuje tę wiadomość, to proszę jej dać wiary tyle, na ile przyrzeczenie p. Piątkowskiego – że przyjedzie do Zakopanego – zasługuje; spotkałem go bowiem w N.[owym] Targu, gdy już wsiadał do kurierki dążącej do Krakowa.

Spieszę. Pan Ba[c]hleda niecierpliwi się, oczekując na to pisemko, kończyć więc muszę jak najprędzej. Pozwalam sobie w tym miejscu złożyć serdeczne pocałunki na rączkach Pani; kochanego p. Władysława nie całuję, ponieważ ma katar, zadowolić się więc muszę serdecznym pozdrowieniem i uściskiem dłoni.

IJPaderewski

 

Pierwszy krakowski koncert kameralny z udziałem I.J. Paderewskiego i W. Górskiego odbył się 23 lutego 1883 roku, w sali hotelu Saskiego. Niestety koncert ten nie cieszył się zainteresowaniem krakowskiej publiczności. Sala świeciła pustkami, co rozgniewało zwłaszcza recenzenta „Czasu" Władysława Żeleńskiego. Żeleński docenił w pełni sztukę wykonawczą warszawskich artystów i wypomniał mieszkańcom Krakowa brak „uprzejmej gościnności" i „artystycznego zmysłu". Żeleński pisał ponadto, przepowiadając zresztą świetną przyszłość nieznanemu dotąd w mieście, młodemu kompozytorowi:

Wrażenie jakiego doznaliśmy na koncercie naszych sympatycznych artystów było niezwykłe. Znaleźć dwie dusze sobie pokrewne poezją i inteligencją, idące ręka w rękę przy wykonaniu utworów zbiorowych, to rzecz nie mała i rzadko dająca się napotkać […].
Pan Paderewski zachwycił wszystkich prześlicznem wykonaniem Ballady Chopina As-major. Spokój z początku, a następnie stopniowanie siły utrzymane były doskonale; frazowanie jasno uwydatniało wszystkie patetyczne intencye autora. Jako pianista, ma p. Paderewski pewnie wielką przyszłość przed sobą, ale jako kompozytor z pewnością jeszcze większą. W utworach, które dał nam poznać, w Mazurkach, Krakowiaku i Polonezie tyle jest pięknych pomysłów! Dusza polska wszędzie się zdradza. („Czas" 1883 nr 47, 28 II)

Inne jeszcze, najnowsze utwory 23-letniego kompozytora usłyszał Żeleński już po koncercie, w wąskim kręgu zaprzyjaźnionych słuchaczy. Żeleński pisał i na ten temat na łamach „Czasu", wypowiadając znów prorocze sowa na temat chlubnej przyszłości świetnie zapowiadającego się kompozytora i pianisty:

Po koncercie mieliśmy sposobność usłyszenia ustępów z Sonaty świeżo napisanej i waryacyj fortepianowych na temat oryginalny. Przyznać musimy, że talent Paderewskiego jest świetną zapowiedzią przyszłej epoki muzyki polskiej, w dziedzinie symfonicznej; daj Panie Boże by tak dalej szedł na swej drodze, a powitamy w nim artystę, którego nazwisko przyniesie chlubę sztuce polskiej. („Czas" 1883 nr 47, 28 II)
 

Wakacje w Zakopanem oraz koncert z Heleną Modrzejewską w Krakowie

Latem 1884 roku, po kilkumiesięcznych studiach kompozytorskich w Berlinie Paderewski po raz kolejny udał się na odpoczynek do Zakopanego (bawili tam również państwo Górscy). Pośród osób wówczas spotkanych była również sławna w świecie aktorka Helena Modrzejewska, o której Paderewski po latach, tak pisał w swoich Pamiętnikach:


Spotkanie moje z nią w Zakopanem – gdy byłem jeszcze biednym, nie znanym studentem – stało się punktem zwrotnym w moim życiu […] Powiedziałem jej, że pragnąłbym przed wyjazdem za granicę koncertować w Krakowie […].

Kraków posiadał dla mnie wiele uroku i bardzo chciałem wystąpić tam z koncertem. Gdy powiedziałem o tym Modrzejewskiej była zachwycona. „Wspaniała myśl, musi pan dać koncert w Krakowie; ja panu we wszystkim chętnie dopomogę". Byłem szczerze wzruszony jej dobrocią; nie mogłem nie przyjąć zaofiarowanej mi łaskawie pomocy, gdyż znaczyła ona wyprzedaną  salę. Ja sam byłem jeszcze tak mało znany jako muzyk, że nawet niewielka wynajęta salka na pewno nie byłaby zapełniona. Modrzejewska pojechała więc ze mną do Krakowa i pomogła w urządzeniu koncertu. Jej nazwisko figurujące w programie miało magiczną siłę. Deklamowała parę poematów i wzbudziła, jak zawsze, furorę. Sala była przepełniona, a dochód z koncertu wyniósł czterysta guldenów. Było to wtedy około dwustu dolarów, co dla mnie przedstawiało ogromną sumę! Umożliwiło mi to wyjazd do Wiednia i paromiesięczne studia u Leszetyckiego. Modrzejewskiej zawdzięczam więc zrealizowanie mego marzenia.

(I.J. Paderewski, Pamiętniki I, Kraków 1972, s. 118-119).

 

Wspomniany koncert z udziałem H. Modrzejewskiej odbył się 3 października 1884 roku, w sali hotelu Saskiego. Występ sławnej aktorki zapewnił obecność licznych przedstawicieli najlepszej krakowskiej publiczności, a dochód umożliwił wyjazd na studia do Wiednia jesienią tego roku. W październiku artysta dał jeszcze 2 inne koncerty (10 i 25 października), z udziałem m.in. Józefa Adamowskiego (wiolonczela). Przedłużony pobyt w Krakowie niemal do końca października 1884 roku, a także praca kompozytorska i kontakty z zaprzyjaźnionymi osobami z Krakowa skłoniły Paderewskiego do relacji, niepozbawionych humoru i dozy złośliwości:

[z listu do Górskich, Kraków [po 10 X] 1884]

Żyję jak każdy przeciętny krakowianin: jem, piję w godzinach ogólnie przyjętych, a sypiam także, o ile to jest w mojej mocy... Czasami bawię się! Wczoraj na przykład byłem na dwu wieczorach, tj. na imieninach smarkatej Jadzi i na klerykalnej herbatce u błogosławionego Dyonizego. A propos tych państwa muszę donieść, że oboje Ci Państwo serdeczne zasyłają Pani ukłony a pierwsza nawet i wymówki: czemu Pani jej nie odpowiedziała?

Przed chwilą wyraziłem się, że nic nie mam do doniesienia, zapomniałem jednak, że to w przeszły piątek odbył się wieczorek T.[owarzystwa] M.[uzycznego]. Tak tak odbył się wieczorek i było na nim, proszę Państwa, przeszło 500 osób. U nas to tak w Krakowie bywa! Wykonano kwartet Brahmsa, do którego wykonania „skutecznie się przyczynił p. Adamowski" (tak jedna z krytyk opiewa). „W dalszym ciągu p. Paderewski bardzo pięknie odegrał Barkarollę (mały, ale udatny utwór) młodego warszawianina Rutkowskiego, wdzięcznego Krakowiaka Noskowskiego i Humoreskę Żeleńskiego z fortepianowych utworów tego autora, rzecz bezwarunkowo najlepszą nad program zaś na powszechne żądanie publiczności Walca swej kompozycji". Widzi Pani, jak to wiele wiadomości. A tu jeszcze przybywa jedna...
Dziś byłem razem z Wysockim, przez którego posyłam Pani trzy mydła, z Adamowskim i Miłoszem Kotarbińskim w Wieliczce. Bardzo tam ładnie, niemieckie nadpisy czarujące bez żartu zaś chwilami byłem rzeczywiście zachwyconym ze wszystkich jednak wrażeń tylko jedno jest najtrwalsze i prawdziwie silne: wrażenie drożyzny. Kosztowała nas ta przyjemność po 13 guldenów na osobę.

Jutro odbędzie się koncert Pachmanna. Ma to być fenomenalny gracz! Usłyszę, obaczę opiszę. Dziś kończę list mój serdecznym pozdrowieniem dla Was wszystkich i zapewnieniem, że mam mocne postanowienie jutro zabrać się do rzetelnej pracy

Paderek
 

Kolejne krakowskie występy

Po raz kolejny Paderewski koncertował w Krakowie 2 marca 1885 roku, wraz z zaprzyjaźnionymi muzykami Józefem Adamowskim, Janem Ostrowskim i Władysławem Górskim w Sali Towarzystwa Muzycznego przy placu Szczepańskim 3, wzbudzając zainteresowanie publiczności, jak i przychylność recenzenta „Czasu".
Także w 1887 roku, po koncertach lwowskich, Paderewski przybył do Krakowa, gdzie poznał m.in. zdolnego ucznia Żeleńskiego, przyszłego kompozytora i pianistę Zygmunta Stojowskiego. W liście do Górskich artysta wspominał:

[do Górskich, Wiedeń 3/4 1887]

Zatrzymałem się po drodze w Krakowie. Poszedłem, naturalnie najpierwej, do Singera, poczciwego, serdecznego jak zwykle i spędziłem z nim kilka miłych godzin. Zacny to i prawy człowiek czysta, nieżydowska dusza! Z nim razem byliśmy u pani Stojowskiej, gdzie z wielką przyjemnością wysłuchałem gry i kilku utworów „małego Zygmusia". „Maleństwo" ma już wąsiska i brodę, długie majtki i wcale dojrzałą kurtkę, ale ma też i talent doprawdy niepośledni. Gra bardzo porządnie, chwilami nawet poetycznie, a w kompozycjach tkwi cóś takiego, co zapowiada twórcę szerszego pokroju. Daj Boże! Wszak w naszej biednej Polsce talentów tak mało, a to, co się znajdzie, tak prędko więdnie, marnieje. Oby ten chłopak, zrodzony w szczęśliwych warunkach, nie potrzebujący walczyć z niedostatkiem, doszedł jak najwyżej!
 

Po raz kolejny Paderewski przyjechał do Krakowa jesienią 1889 roku, w ramach cyklu koncertów, jakie dał w Galicji (na trasie znalazł się Lwów, Tarnów, Kraków, Przemyśl), lecz tym razem przybywał przez wszystkich oczekiwany, wielbiony, poprzedzony dziesiątkami informacji o sukcesach zagranicznych.

Na krakowskich koncertach (w Sali redutowej Starego Teatru w dn. 2 i 14 października) zjawił się kwiat „arystokracji krwi i ducha"; nie zabrakło Matejki, Asnyka, Żeleńskiego, Malczewskiego, Adamowej Potockiej, Marceliny Czartoryskiej, hr. Tarnowskiego i wielu innych. Jak pisał recenzent „Tygodnika Ilustrowanego":

Paderewski najzupełniej atmosferę tutejszą naelektryzował. Jakieś błyskawiczne światło rozpłynęło się na widnokręgu krakowskim, a pod jego wpływem publiczność nabrała artystycznej drżączki, uczęszczając na koncerta i do teatru bardzo licznie. Dzisiejszy mistrz fortepianu zapanował nad swoim instrumentem bezwzględnie. Jest to kapryśna, nerwowa, pełna temperamentu gra wirtuoza, dającego jednocześnie dowód niepospolitej inteligencyi. („Tygodnik Ilustrowany" 1889 nr 355, 19 X)

Sam artysta w swych listach odnotował obszernie i tę podróż zarówno do Krakowa, jak i innych miast Galicji:

[do Górskich, Tarnów i Lwów październik 1889]

Znalazłem wolną chwilę i pragnę z Wami nieco pogawędzić. Dawno już się do tego zbierałem.
Jestem w Królestwie Galicji i Lodomerii, w hrabstwie tarnowskim, a jego stolicy, mieście Tarnowie.
[…] Przyjechałem z Krakowa zmęczony, niezdrów, po koncercie zaś uczułem się świeżym, jak gdybym miał 20 latek. Ale też mię słuchano! Cisza jak na Polaków przerażająca i zdawało mi się chwilami, iż wszyscy śpią. Słowem słuchano mię, jak się słucha człowieka, o którym stało w „Czasie", w „Neue Freie Presse" i w „Figarze". Wyniosłem z całego tarnowskiego koncertu wrażenie jak najmilsze. Niestety dziś je zepsuł obiad bardzo postny i bardzo niemiły u Sanguszków w Gumniskach. […]

Dalszy ciąg listu piszę ze Lwowa, znów po dwu koncertach w Przemyślu i Lwowie. Będę pisał w mniej więcej chronologicznym porządku. Ale przedtem muszę cóś wspomnieć o Krakowie, o którym już Wam zapewne dużo Stojosia naopowiadała. Poczciwa kobieta! Była dla mnie niezwykle dobrą i miłą). Otóż w Krakowie grałem niezbyt świetnie (obecnie gram w ogóle gorzej), ale pomimo to urządzono mi niezmiernie gorące przyjęcie, ofiarowano wieniec – pierwszy w życiu! no i zaproszono na drugi występ. Po koncercie była kolacyjka u Żel[eńskich]. Wandzia była słodką jak plaster miodu, a on a on, wiecie już, przylepia się jak wosk. Miałem w Krakowie bardzo zły fortepian i ten sam był w Przemyślu. Toteż i tam grałem bardzo licho. […]

Wkrótce Wam poślę paki artykułów tutejszych, krakowskich, ba! nawet z Tarnowa. Uśmiejecie się ja się „upłakałem". Wczoraj miałem tu podobno nadzwyczajne powodzenie. Orkiestra towarzyszyła mi doskonale; miejscami szliśmy doprawdy razem. Jarecki poczciwina robił, co mógł, i chciał jak najlepiej – ale ta czeska hołotka kieruje się zasadami polskiej karności. Podobno Ondričkowi towarzyszyli wybornie. Gdybym się nazywał Zàkakal, Pośmerdal, Nedospal, to by i ze mną tak było. Ale cóż robić? Dla Lwowa nie będę przecież zmieniał nazwiska.
Widziałem podczas tej wędrówki wiele zabawnych i wesołych rzeczy. W Paryżu może je Wam opowiem. Dziś nie mam już humoru. Bądźcie mi zdrowi i napiszcie słów parę do Wiednia. Powrócę tam za tydzień na dni parę. Pozdrowienie wszystkim naszym bliższym

Wasz Ignacy

Na temat kolejnych koncertów we Lwowie i Krakowie pisał Paderewski z Wiednia:

[do Górskich, Wiedeń 21 października 1889]

Miłym był dla mnie pobyt we Lwowie. Wszystko, co mię tam dobrego spotkało, nie miało najmniejszego pozoru wymuszoności, wszystko było jakieś proste, szczere, serdecznie odczute.

W Krakowie grałem natychmiast prawie po przyjeździe. Sala jeszcze bardziej przepełniona niż za pierwszym razem. Publiczności ze wsi mnóstwo. Spod Tarnowa przyjechało sporo osób i tak mi było przyjemnie rozpoznać te poczciwe szlacheckie twarze. Jak to jednak dużo zapału, jak wiele fantazji w tej naszej szlachcie. A jakie to czasem dobre być potrafi. Księży miałem dużo, Księcia Biskupa na czele była i jego bratowa, była i (przebacz mi Boże!) J.W., w dodatku w pierwszym rzędzie. Ja dostałem z koncertu niecałą połowę – resztę T[owarzystwo] M[uzyczne]. Fortepian podły, twardy, palce zmęczone. Dla Pani Żeleńskiej umyślnie dawno nie grana Apassionata – wszystko to razem mogło źle usposobić. Ale jakoś to uszło. Po koncercie wywołano mię, nie przesadzam, jakie 40 razy, zagrałem trzy bisy i koniec. Nazajutrz wymieniono w „Reformie" wszystko, com grał na bis, z wyjątkiem mego biednego Menueta, który tu w Krakowie przez muzyków jest nienawidzonym, pogardzanym. Nie możecie sobie wyobrazić, jaką nienawiścią pała ku niemu Ż[eleński], a za nim cała ta zgraja małych muzyczków. „Bo to, proszę Pana, nic w tym nie ma, a poszło 60 000 egzemplarzy", tak mi Bock mówił. […]

Byłem u C[zartoryskich] na Woli. Jest tam ładnie, choć Księżny nie ma, on jest przemiły człowiek: bardzo rozsądny, wykształcony, kochający sztukę, a dobry jak chleb z masłem. Nie wiem, dlaczego mu taką złą wyrobiono opinię. Chyba dlatego, że w jego systemie wiary jest o kilka krakowskich dogmatów mniej. I tak nie wierzy on w nieomylność Matejki i Popiela excellencji, a przed komitetem mickiewiczowskiego pomnika czołem nie bije. Ot i macie nowego Filipa z konopi – według Syrokomli! Dostałem od Cz[artoryskiego] na pamiątkę prześliczny autograf Chopina – ale nie dlatego go chwalę.
 

Przyjazd na wesele Adamowskich w 1896 roku

3 września 1896 roku artysta przyjechał do Krakowa po kolejnym, wielkim tournée w Stanach Zjednoczonych. Uczestniczył w uroczystościach ślubnych dawnego przyjaciela Józefa Adamowskiego i Antoniny Szumowskiej (pianistki, uczennicy Paderewskiego, krewnej Heleny Górskiej). Wprawdzie ślub odbył się w Warszawie 1 września 1896 roku, lecz nabożeństwo w intencji młodej pary odprawiono dwa dni później w Mogile pod Krakowem, a uroczyste przyjęcie zorganizowano w Hotelu Saskim. Jak podała miejscowa prasa, Paderewski ulegając powszechnym prośbom zagrał dla na fortepianie firmy Kerntopf.

Przedstawienie opery Paderewskiego w Krakowie

W lipcu 1901 roku artysta pojawił się niezapowiedzianie na przedstawieniu swej opery Manru, wystawianej gościnnie przez teatr lwowski. Przyjechał do Krakowa ze swej posiadłości Kąśna Dolna, gdzie spędzał kilka dni wakacji.
Jak relacjonowała uczestniczka tego wydarzenia Maria Maciejowska (w liście do Heleny Modrzejewskiej) nikt nie spodziewał się przyjazdu Paderewskiego, lecz gdy się zjawił w loży przyjmowano go owacyjnie, rzucano na scenę jaki kto kwiatek miał przy sobie, ale wieńców nie było, bo nikt o jego przyjeździe nie wiedział. (Korespondencja Heleny Modrzejewskiej i Karola Chłapowskiego, t. II, Warszawa 1965, s. 263)
 

Koncerty noworoczne 1903/1904

Publiczność krakowska po raz kolejny miała okazję usłyszeć Paderewskiego na przełomie 1903/1904 roku. Pierwszy recital odbył się 30 grudnia, w przepełnionej sali Towarzystwa Św. Wojciecha (podobnie jak dwa następne recitale). Artysta wykonał wówczas program, złożony jak zwykle z utworów Bacha, Schumanna, Mendelssohna, Brahmsa, a przede wszystkim Chopina oraz Liszta. Jak pisano po koncercie:

Trzeba zakończyć może dzisiejsze sprawozdanie kronikarskie wzmianką o przepełnionej sali i zapale publiczności, o wieńcach i bukietach, o szeregu nadprogramowych dodatków, bez wzmianki jednak każdy by się tego domyślił, bo koncertowa wędrówka Paderewskiego to już od dawna jeden pochód wśród kwiatów, wieńców, wśród zasłużonych objawów uznania, entuzjastycznych zachwytów i oklasków. („Czas" 1903 nr 298, 31 XII)

Kilka dni po tym pierwszym koncercie odbyły się dwa następne, 2 i 4 stycznia 1904 roku, przyjęte z równym entuzjazmem. Po ostatnim koncercie krytyk Felicjan Szopski tak podsumował grę Paderewskiego i wrażenia, jakie artysta wywarł na słuchaczach:

Pozostanie nam na długo ta gra prawdziwie wielka, pełna życia, ogromnej poezji, bajecznej siły, gra z serca poety płynąca, podniecająca i unosząca ze sobą. Pozostanie w pamięci dla tego szczególniej, że nie samą wirtuozowską swą szatą olśniewa, nie bawi wyłącznie efektownym brzmieniem tysiącznych sztuczek fortepianowych, ale swą treścią bogatą działa na intelekt, szczerym gorącym wyrazem mówi do duszy. („Czas" 1904 nr 3, 5 I)
 

Obchody rocznicy wiktorii grunwaldzkiej i odsłonięcie pomnika Władysława Jagiełły w Krakowie (1910)

I.J. Paderewski zasłynął w Krakowie przede wszystkim jako fundator pomnika Grunwaldzkiego. Było to urzeczywistnienie jego młodzieńczych, a nawet dziecięcych marzeń:

Byłem zaledwie dziesięcioletnim chłopcem, gdy po raz pierwszy przeczytałem o bitwie pod Grunwaldem […]. Reakcja moje na to historyczne wydarzenie była tak gorąca, że już wtedy pomyślałem: Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym mógł uczcić to wspaniałe zwycięstwo – żyć tak długo, by stać się bogatym i móc uczcić pięćsetną rocznicę tej sławnej bitwy pomnikiem ku pamięci wielkich patriotów. Od tej chwili mego dzieciństwa stało się to marzeniem mego życia i utkwiło na zawsze w sercu i myśli. (I.J. Paderewski, Pamiętniki II, Kraków 1972, s. 220)

Na miejsce dla wymarzonego dzieła Paderewski wybrał Kraków:

Pragnąłem, aby to dzieło sztuki było w Krakowie, który jest sercem całej Polski, a którego piękność czuje się dopiero i ocenia należycie przypatrując się innym, obcym, chociażby bogatszym, ale nigdy nie piękniejszym lub droższym sercu miastom. (Księga pamiątkowa ze Zlotu Sokolstwa Polskiego z trzech zaborów i obchodów Grunwaldzkich w Krakowie 1910, Lwów 1910, s. 5)

Artysta osobiście wybrał rzeźbiarza, któremu powierzył losy pomnika. Z pewnością chciał wspomóc chorego i żyjącego w ubóstwie rodaka, Antoniego Wiwulskiego, z który los zetknął go w Paryżu w salonie pp. Władysławowstwa Mickiewiczów. Paderewski po obejrzeniu wstępnych szkiców Wiwulskiego, niemalże na drugi dzień zamienił swoją oranżerię w Riond-Bosson na pracownię rzeźbiarską.

Uroczyste obchody 500. rocznicy bitwy pod Grunwaldem rozpoczęto oficjalnie 15 lipca 1910 roku nabożeństwem w kościele Mariackim. Po mszy wszystkie uczestniczące w niej osoby i delegacje przeszły na plac Matejki. Złączone chóry wszystkich dzielnic Polski odśpiewały Bogurodzicę, następnie na trybunę wszedł marszałek krajowy Stanisław hr. Badeni i wygłosił przemówienie, w trakcie którego po słowach Niech spadnie zasłona odsłonięto okryty materią pomnik grunwaldzki. Następnie na mównicę wszedł I.J. Paderewski. Zgromadzona publiczność zgotowała mu długą i gorącą owację. Paderewski wygłosił wówczas do licznie zgromadzonych rodaków, przybyłych ze wszystkich zaborów i z zagranicy płomienne, patriotyczne przemówienie. Na pomniku zostały wyryte słowa: Praojcom na chwałę, braciom na otuchę.

Koncerty wiosną 1913 roku

Ostatnie recitale Paderewskiego dla krakowskiej publiczności miały miejsce wiosną 1913 roku (9 i 19 marca w sali Teatru Starego). Na łamach "Czasu" zanotowano wiele uwag pełnych emocji zachwytu, podziwu dla gry, osobowości sławnego w świecie artysty; odnajdujemy tam również odzwierciedlenie atmosfery, jaka panowała na sali koncertowej, ale zapewne nie tylko:

Zbytecznym byłoby przypominać, że w odruchu, który kazał przez powstanie uczcić znakomitego gościa, że w tej spontanicznej owacji mieściło się coś jeszcze ponad hołd dla artysty-muzyka, dla twórcy i odtwórcy miary niepospolitej. Nazwisko Paderewskiego należy do historii muzyki polskiej, ale przywykliśmy je napotykać i tam, gdzie pracuje duch obywatelski, gdzie przygotowuje się działanie, gdzie ofiarność materialna i wyższa jeszcze od niej ofiarność myśli i uczucia wykreśla linię zasługi społecznej. ("Czas" 1913 nr 115, 10 III)

Po programie muzycznym, z utworami Bacha, Beethovena, a zwłaszcza Chopina:

Dookoła fortepianu spiętrzyły się wieńce, z galerii padały kwiaty, a nieskończone oklaski przywowywały znakomitego muzyka raz po raz przed uniesionych suchaczy ("Czas" 1913 nr 132, 20 III)

Podczas drugiego recitalu Paderewski zaprezentował jeden ze swych ostatnich utworów, monumentalne Wariacje fortepianowe es-moll op. 23, wzbudzając, dodatkowo podziw jako kompozytor. Przedstawił też utwory Liszta i Chopina. Po koncercie zaś:

Wczoraj wieczorem przed wyjazdem do Warszawy złożył Ignacy Paderewski na ręce X kanonika Drohojowskiego 1000 koron dla Przytuliska Weteranów z r. 1893 ("Czas" 1913 nr 134, 21 III)

 

Krótka wizyta w Krakowie w 1919 roku i doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego

4 stycznia 1919 roku Paderewski przyjechał do Krakowa zaledwie na kilka godzin, tuż po bezowocnych rozmowach z Józefem Piłsudskim na temat utworzenia rządu. Wygłosił przemówienie pod pomnikiem Grunwaldzkim, wzywając wszystkich Polaków do jedności w pracy dla odrodzonego Kraju.  

W grudniu tego samego roku władze Uniwersytetu Jagiellońskiego nadały artyście godność doktora honoris causa (decyzją Senatu z dn. 3 czerwca 1919). Wskutek pilnych obowiązków państwowych Paderewski nie mógł przyjechać na uroczystość wręczenia (zob. list I.J. Paderewskiego do JM Rektora UJ prof. Stanisława Estreichera) i dyplom pozostał w archiwum UJ do dziś.

Zapis testamentowy na rzecz Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie

W swym testamencie, spisanym w 1930 roku związku z zaplanowaną operacją chirurgiczną, Paderewski zapisał znaczną część majątku na rzecz Uniwersytetu Jagiellońskiego:

Wszystkie zrealizowane pieniądze, które po opłaceniu podatków i kosztów przeszło 650 tys. dolarów wynosić powinny, proszę umieścić w pewnych, 5% papierach państwowych lub miejskich zagranicznych, o ile można amerykańskich, czerpiąc z dochodów na dożywocia oraz koszty administracyjne, podróże, wydatki, nie chcę bowiem, ażeby wykonawcy testamentu ponosili straty. […] Pieniądze te uważam za własność Narodu i dlatego proszę, by je przekazano Uniw. Jagiell. w Krakowie. […] Życzeniem jest moim, ażeby po wygaśnięciu dożywoci, a raczej w miarę ich wygasania, Wszechnica Jagiellońska w Krakowie ustanowiła coroczne nagrody dla młodzieńców, Polaków-chrześcijan, w wieku od lat 18 do 22, za wykazanie w drodze konkursu najlepszej znajomości polskiego języka.

Ponadto, w testamencie istniał zapis dotyczący praw autorskich i tantiem muzycznych, przekazanych dożywotnio żonie oraz siostrze, Antoninie Wilkońskiej, a po jej śmieci [stać się miały] własnością Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Jednak w warunkach powojennych, po długotrwałym postepowaniu spadkowym nie było możliwości, aby w dosłownym sensie zrealizować wolę ofiarodawcy; fundusze uległy zresztą znacznemu uszczupleniu jeszcze za życia artysty.
Gdy po uregulowaniu i spłaceniu legatów dla ok. 30 osób i instytucji, a także po opłaceniu ogromnych kosztów amerykańskich adwokatów (których wynajęły władze PRL) zaczęły napływać z zagranicy tak uszczuplone środki płatnicze, wpłacane były na konto państwowych banków, Uniwersytetowi zaś wypłacano je w polskich złotych (po bardzo niskim, niekorzystnym kursie), co znów znacznie owe fundusze ograniczyło. Otrzymane środki uczelnia rozdysponowała – m.in. w formie jednorazowych nagród dla wyróżniających się studentów. W powojennych warunkach polskich nie było, rzecz jasna, możliwości utworzenia np. fundacji, czy korzystnej lokaty kapitału, zatem pieniądze wydatkowano jednorazowo i niemal bezpowrotnie. Zgodnie z wolą Paderewskiego dalsze 20% funduszy Uniwersytet przeznaczył na własne potrzeby, a pozostałą część rozdzielono pomiędzy inne uczelnie (według zapisu testamentowego miały to być: Uniwersytet Polski we Lwowie, Uniwersytet polski w Poznaniu, ponadto Konserwatorium Muzyczne w Warszawie na stypendia im. F. Chopina oraz Gimnazjum im. I.J. Paderewskiego w Poznaniu). Dokumenty finansowe przechowywane w Archiwum UJ świadczą, że uczelnia wywiązała się z tych zobowiązań po otrzymaniu kolejnych wpłat pochodzących z masy spadkowej (w czerwcu i sierpniu 1954 roku i w sierpniu 1955 roku). W latach 60. z kolei UJ przeznaczył dalsze raty (na podstawie decyzji Senatu UJ), na opłacenie części budowy tzw. Collegium Paderevianum, a następnie za zakup cennej i kosztownej aparatury naukowej dla dyscyplin ścisłych. Uniwersyet, w toku negocjacji otrzymał także legat książkowy, należny wg testamentu artysty Sylwinowi Strakaczowi (sekretarzowi mistrza) i Henrykowi Opieńskiemu (zaprzyjaźnionemu kompozytorowi). Wobec atmosfery politycznej w kraju po wojnie, wybitnie nie sprzyjającej pamięci Paderewskiego, zbiory biblioteczne przechowywano przez prawie 20 lat w magazynach Biblioteki Jagiellońskiej, i dopiero po latach doczekały się godniejszej lokalizacji, w dawnym pałacu Pusłowskich w Krakowie (zob. Biblioteka I.J. Paderewskiego).

Małgorzata Perkowska-Waszek